Plastik-fantastik i wideotelefon: tak mieliśmy mieszkać

Obłe kształty, wielkie przestrzenie, rozmowy telefoniczne z hologramem - zaglądamy do mieszkaniowych archiwów przeszłości. Co się sprawdziło?
W 1961 roku rysownik Charles Schridde na zlecenie firmy Motorola stworzył cykl ilustracji przedstawiających domy przyszłości, oczywiście wyposażonych przez Motorolę w najnowocześniejsze urządzenia. Niektóre wnętrza robią wrażenie nawet dzisiaj, w każdym razie ja nie miałabym nic przeciwko zamieszkaniu w takiej hacjendzie o szklanych ścianach z widokiem na las (Schridde chyba nie przewidział wścibskich sąsiadów).
Naturalnie centralnym punktem wszelkich pomieszczeń są telewizory Motoroli — reszta to klasyka domu przyszłości w skali lux: nieograniczone przestrzenie, szklane szyby, a nawet domowy basen z widokiem na salon, oczywiście po to, by spod wody oglądać telewizję.
"Domy przyszłości", zazwyczaj pod patronatem wielkich amerykańskich firm, były typową atrakcją parków rozrywki czy targów w epoce lotów kosmicznych, atomu i telewizji. Obowiązkowym elementem wyposażenia takiego domu (pod który dowozi nas latająca taksówka) był wideotelefon — taki, jak ten, z którego korzysta Jane Jetson:
Wideotelefonia rozwijała się powoli już kilkadziesiąt lat temu, ale w wersji powszechnej i budżetowej zawitała pod strzechy dopiero za sprawą Skype'a. Okazało się jednak, że ludzie nie są aż tak chętni do podglądania się nawzajem podczas rozmów — niemal każdy ma dostęp do kamerki, ale w sumie nieduży procent z nich korzysta — według ankiety Pew Research około 20% internautów. Portal SingularityHub pytał nawet całkiem niedawno: "skoro mamy dostęp do technologii rodem ze Star Treka, to dlaczego jej nie używamy?" (może dlatego, że podczas rozmów telefonicznych albo czatów lubimy siedzieć w samych gaciach albo drapać się pod pachami, tylko się do tego nie przyznajemy?).
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: Adam Zdrójkowski – Fenomen kontrolera DualSense
Inne wynalazki, takie jak systemy automatyki budynków (centralne systemy zarządzania urządzeniami elektronicznymi, oświetleniem czy ogrzewaniem), czy sprzęty kuchenne komunikujące się z użytkownikiem, pomału wchodzą do codziennego użytku w ramach tzw. internetu rzeczy - okazało się więc, że przepowiednie były zupełnie trafne.
Przez kilka lat Amerykanie mogli postawić osobiście nogę w przyszłości. Cieszący się dzisiaj złą sławą gigant genetycznie modyfikowanej żywności, koncern Monsanto (producent DDT, Agent Orange i aspartamu) w latach 60. głosił świetlaną przyszłość w świecie z tworzyw sztucznych. Natura była wówczas passe, a plastiki i nylony uchodziły za synonim nowoczesności i postępu. W 1957 roku w Disneylandzie (gdzieżby indziej) powstała instalacja "Home of the Future", którą przez trzy lata odwiedziło sześć milionów gości.
Podłogi, sufity i ściany domu były zrobione z plastiku. Wewnątrz znajdowały się obiekty, które dzisiaj stały się dość powszechne (mikrofalówka, telewizor do zawieszania na ścianie), ale także plastikowe meble i produkty z kilkanastu opatentowanych tworzyw sztucznych — w domyśle łatwe do czyszczenia powierzchnie, zero drewna czy kamienia, wszak to dobre dla jaskiniowców. Dom Przyszłości przetrwał do roku 1967 — po części dlatego, że Monsanto na spółkę z Disneyem przygotowali nowe wystawy poświęcone chemii, a częściowo dlatego, że plastik-fantastik i obłe formy u progu epoki hippisowskiej zaczęły wychodzić z mody. W ciągu kilku lat tworzywa sztuczne z symbolu przyszłości stały się synonimem szmelcu (choć dzisiaj meble z Domu Przyszłości ucieszyłyby niejednego kolekcjonera).
A w Polsce? PRL-owska wizja przełomowego roku 2000 była daleka od szklanych domów. Na pierwszym miejscu stanęły sprawy praktyczne — uporządkowanie powojennego chaosu, uporanie się z wciąż dokuczliwym brakiem mieszkań. Lektor nieśmiało sugeruje, że w przyszłości na wsi pojawią się "normalne domy, z łazienką i pełnym wyposażeniem", co świadczy o tym, jak bardzo musieliśmy gonić przyszłość w porównaniu z innymi krajami.
Sensowna urbanistyka wciąż nie jest polską specjalnością, o czym świadczy deweloperska anarchia ostatnich lat, osiedla, domy i oczywiście centra handlowe wyrastające gdziekolwiek, bez planu i wyobraźni. Architekci starej daty, których projekty pojawiają się w filmie, zapewne złapaliby się za głowy na ten widok. A przepowiednia, zgodnie z którą "ludzie będą mieć więcej wolnego czasu", może co najwyżej wywołać gorzki uśmieszek na twarzy przeciętnego beneficjenta kredytów mieszkaniowych.
Ten artykuł ma 3 komentarze
Pokaż wszystkie komentarze